Piłkarze ręczni są już po kilku jednostkach treningowych w hali sportowej. Michał Szyba i Łukasz Rogulski w wywiadzie opowiedzieli, jak spędzili okres przymusowej kwarantanny, czy dało się oszukiwać podczas domowych treningów, jak teraz wyglądają zajęcia i obostrzenia w hali, a także, czy tęsknili za kolegami z drużyny.
Jak odnajdujesz się w tej nowej rzeczywistości, przepełnionej obostrzeniami?
Michał Szyba: Mieliśmy trochę czasu, żeby się do nich przyzwyczaić. Na szczęście powoli obostrzenia zostają znoszone, ale początki były ciężkie. Dla każdego z nas to nowa rzeczywistość, nikt nie miał wcześniej do czynienia z taką sytuacją.
Łukasz Rogulski: Nie odczuwam już tego, że coś się dzieje. Tak naprawdę wszystkie obostrzenia są znoszone i sprawia to, że powoli zapomina się o tym co było przez ostatnie trzy miesiące. Wiadomo, że z tyłu głowy ciągle jest świadomość, że panuje epidemia, mamy refleksje, że z tego powodu umierają ludzie, ale staramy się żyć normalnie i wrócić do normalności.
Jak wyglądają te obostrzenia w hali sportowej?
Michał Szyba: Spotykamy się przed halą i wchodzimy do niej razem, żeby się nie kręcić, każdy dezynfekuje ręce. Na razie nie korzystamy z szatni i pryszniców, przyjeżdżamy na trening już przebrani, wyjeżdżamy od razu po zajęciach i bierzemy prysznic w swoich domach. Jest to uciążliwe i musimy się do tego przyzwyczaić, ale hala musi się przygotować do tego, żeby zapewnić nam bezpieczeństwo sanitarne, szczególnie jeśli chodzi i o szatnie i prysznice. Nie ma co się oszukiwać – trudno jest zachować dystans społeczny na treningach piłki ręcznej. Przede wszystkim mieliśmy zrobione badania na przeciwciała koronowairusa, wszyscy mieli negatywne wyniki, także na ten moment wszyscy jesteśmy zdrowi. Myślę, że każdy jest na tyle odpowiedzialny, że jeśli miałby objawy, kaszel, czy gorączkę, to na pewno szybko o tym poinformuje i nie będzie przychodził na treningi.
Łukasz Rogulski: Na każdym kroku są płyny do dezynfekcji. Jest to na pewno uciążliwe i nowe, ale wiemy, że tak trzeba i dostosowujemy się do tego.
Jesteście już po kilku jednostkach treningowych. Jak wygląda Wasza forma sportowa po tych miesiącach bez pracy w hali?
Łukasz Rogulski: Dobrze, że dodałaś, że w hali sportowej, bo tak naprawdę pracy w ostatnich miesiącach było dużo i była wykonana bardzo solidnie. Trenerzy zadbali o to, żebyśmy się nie nudzili w tym okresie. Na pewno forma jest zachowana na tyle, żeby teraz wrócić do hali i nie martwić się o urazy. Oprócz zajęć biegowych i siłowych wykonywaliśmy także ćwiczenia prewencyjne, wspomagające i stabilizacyjne. Jesteśmy dobrze przygotowani i to widać na treningach – nikt nie łapie zadyszki i nie narzeka, że jest duże zmęczenie.
Michał Szyba: Trenujemy z piłkami, żeby, na ile to możliwe do rozpoczęcia przygotowań z Larsem w nowym sezonie, odzyskać czucie piłki. Przez te trzy miesiące cały czas mieliśmy wysyłany program treningowy, który mieliśmy indywidualnie realizować, czyli bieganie oraz treningi siłowe w domu. Więcej było stabilizacji, ćwiczeń na grzbiet, czy brzuch, bo jednak w warunkach domowych ciężko zrobić trening siłowy. Treningi mieliśmy rejestrować na różnych aplikacjach, zegarkach, więc nawet jeśli ktoś chciałby oszukać i nie zrobić tego treningu, to się nie dało. Codziennie musieliśmy wysyłać sprawozdania do trenera i myślę, że każdy się z tego bardzo dobrze wywiązał.
Trenowaliście w domach, biegaliście, ale nie mieliście kontaktu z piłkami. Ciężko będzie ponownie się do nich przyzwyczaić po tak długiej przerwie?
Łukasz Rogulski: Trzy miesiące bez piłki to najdłuższa przerwa jaką miałem odkąd zacząłem grać. To duży minus tej sytuacji. Ból barków jest odczuwalny, ale z czasem minie. Wiadomo, podchodzimy do tego na razie bardzo delikatnie, pierwsze treningi z piłkami są prowadzone z głową, żeby nie było „zrywania” rzutów, więc na razie to tylko wprowadzenie.
Michał Szyba: To jest nasza praca, każdy trenuje już od kilku lat. Przerwa była długa, bo trwała aż trzy miesiące. Nawet po sezonie w wakacje nie mamy tyle wolnego czasu. Z drugiej strony dopiero początek czerwca, więc teoretycznie do startu nowego sezonu we wrześniu jest sporo czasu. Myślę, że wystarczy nam go do tego, by przyzwyczaić się do piłek. Teraz potrenujemy trzy tygodnie, później mamy około dziesięciu dni wolnego, żeby wyjechać z rodziną na wakacje, złapać trochę słońca. Od trzynastego lipca rozpoczynamy przygotowania. Myślę, że ten cykl nie będzie zaburzony.
Jak personalnie oceniacie powrót do treningów dosłownie na trzy tygodnie – jest potrzebny, czy niepotrzebny?
Łukasz Rogulski: Uważam, że to będzie z korzyścią dla nas. Na pewno przed tym okresem docelowych przygotowań do nowego sezonu, bez treningów, które mamy teraz, ciężko byłoby wejść na najwyższe obroty. Te dwa tygodnie wolnego, które nas czeka na początku lipca nie sprawi, że stracimy tę formę, a zyskamy świeżość.
Michał Szyba: Myślę, że jest potrzebny. Ciężko jest zrobić trening w domu i pod koniec tych trzech miesięcy w domu trudno było się zmobilizować, żeby wyjść i przebiec zadane kilometry. Zawsze przyjemniej jest spotkać się z chłopakami i potrenować. W hali jest także więcej możliwości. Nie zaszkodzi poruszać się przez te trzy tygodnie, a wręcz nam pomoże.
Jak oprócz treningów spędziliście okres przymusowej kwarantanny i urlop regeneracyjny w maju?
Michał Szyba: Na początku, jak były ostre obostrzenia, to siedzieliśmy w domu. Każdy z tyłu głowy miał obawy, które stopniowo się zmniejszały. Na pewno stosowaliśmy się do obostrzeń zalecanych przez rząd. Jak była ładna pogoda, to spacerowaliśmy z dzieckiem po osiedlu, bo ciężko było gdziekolwiek wyjechać. Moi rodzice także zastosowali się do obostrzeń, więc nawet ich nie odwiedzaliśmy, tylko siedzieliśmy w domu. Wykonywałem zalecane treningi, a pozostały czas poświęcałem rodzinie.
Łukasz Rogulski: Odwiedziłem rodzinę na Mazurach, chwilę czasu spędziłem w Gdańsku, tam gdzie tak naprawdę żyję na co dzień, jeżeli nie jestem w Puławach. Starałem się z moją dziewczyną odwiedzać miejsca, których wcześniej nie mieliśmy okazji odwiedzić. Mówię tu bardziej o otwartych przestrzeniach, zwiedziliśmy Lubelszczyznę, żeby nie siedzieć w domu, ale nadal zachowywaliśmy odstęp między ludźmi.
Tęskniliście za kolegami z boiska i treningami w hali sportowej?
Łukasz Rogulski: Tak, bardzo tęskniłem. Już nie mogłem się doczekać, aż zobaczę te wszystkie wesołe twarzyczki.
Michał Szyba: Trochę tak, na pewno tęskniłem. Zawsze pod koniec sezonu jest taki moment, że mamy przesyt siebie nawzajem. Przez dziewięć miesięcy, dzień w dzień treningi, wyjazdy, mecze i w końcu przychodzi taki moment, że ma się już dość tych samych twarzy. Po trzech miesiącach fajnie było się w końcu spotkać. Wcześniej, przed treningami w hali, spotkaliśmy się kilkukrotnie na orliku, żeby pograć w piłkę nożną, porozmawiać, bo jednak są to najbliżsi znajomi i dłuższa przerwa daje się we znaki.